niedziela, 5 listopada 2017

Historia pszczół - Recenzja #5

Hej, hej Drodzy Czytelnicy!
Witajcie na kolejnej, już piątej recenzji na moim blogu. Dzisiaj przychodzę do Was z książką niebanalną i nietuzinkową. Wywołującą masę przeżyć, przeszywającą na wylot. 
Oto Historia pszczół Mai Lunde.



"Historia pszczół"



Autor: Maja Lunde
Liczba stron: 516
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Tytuł oryginału: Bienes historie

Hertfordshire, rok 1857. William, przyrodnik, właśnie wpadł na genialny pomysł, jak zrewolucjonizować konstrukcję ula. Nie wie jednak, że równolegle nad tym samym projektem pracuje inny wynalazca...

Autumn Hill, rok 2007. Prowadzący rodzinną hodowlę pszczół George ma nadzieję, że jego syn Tom przejmie po nim interes. Dowiaduje się, że chłopak ma inne plany, a co więcej - w całych Stanach pszczoły zaczynają wymierać.

Syczuan, rok 2098. W pozbawionym pszczół świecie przyszłości Tao od rana do nocy pracuje nad zapytaniem kwiatów. Pragnie, by jej syn, Wei-Wen, uniknął jej losu. Niespodziewanie jednak dziecko znika w tajemniczych okolicznościach, matka zaś wyrusza w podróż, by go odszukać.


- Co to Twoim zdaniem mówi o społeczeństwie? Że pytamy się nawzajem o to, gdzie jesteśmy, zamiast spytać, jak się czujemy.

Na początek. To nie jest książka tylko o pszczołach! Ba, one nie są tu nawet głównym tematem. Są tłem, łącznikiem między historiami. Powodem dla którego dzieje się tak a nie inaczej. Czemu to mówię? Bo dużo osób (w tym i moja rodzina) jak zobaczyło, że czytam tę powieść reagowała tak:
- Co ty czytasz?! 
albo
- A to pszczoły aż tak Cię interesują?
ewentualnie 
- Widać, że biol-chem.
Tak po prostu dla sprostowania 😉

Moja opinia
Hm, może na samym początku warto zastanowić się dlaczego sięgnęłam po tę książkę. Zainteresowałam się nią, kiedy na kanale Kto czyta żyje podwójnie (kto nie zna polecam szczerze 😊) było o niej wiele. I to wiele dobrego. Potem zobaczyłam piękną okładkę i przeczytałam opis. Następnie stwierdziłam "chcę ją mieć". Jest jeden wpis, który widnieje na tyle okładki, nad opisem.

Znakomita opowieść o relacjach rodziców i dzieci, marzeniach, o utracie i nadziei.
~Dagbladet

Książki tego typu już od jakiegoś czasu mnie interesują, lubię je "podczytywać" kiedy mam humor "na przemyślenia". O dziwo kiedy nawiedzają mnie jakieś wątpliwości, nie wiem co dalej, kiedy moje marzenia kłócą się z przyszłością, bo np. nie wiem czy będę mogła je realizować, czy mam pytania właśnie dotyczące więzi, relacji międzyludzkich, takie książki pomagają mi niesamowicie. A zatem, kiedy doszłam do wniosku że mam na nią ochotę, wzięłam ją do rąk i zaczęłam czytać.


-Masz rację, boję się.
- A wtedy człowiek mówi, co mu ślina na język przyniesie.



Klimat Historii pszczół można poczuć już po pierwszych stronach. Widać, że to nie będzie gładka powieść, bez problemów, mająca dostarczyć niejakiej formy rozrywki. Przeciwnie- pełna nieszczęść, ale nie takich niezwykłych. Całkowicie codziennych, problemów, z którymi boryka się wiele rodzin, wiele rodziców, wiele dzieci. No, tylko w trochę innych warunkach. Te trzy historie, historie różnych osób, są poruszające, zastanawiające, zmuszają do refleksji. Pszczoły również. Autorka pokazuje w tej książce fenomen istnienia tych małych stworzeń. Kieruje nasze myśli na tor "zobacz co by się stało, gdyby ich nie było". A wiecie co robi potem? Szepce przez karty powieści do uszu czytelników "teraz pomyśl, czy właśnie nie do tej wizji przyszłości jaką ukazałam, mniej lub bardziej świadomie, dąży człowiek? Czy doceniasz pracę nawet tych najmniejszych stworzeń?" Maja Lunde pokazuje jak to wszystko jest ze sobą ściśle powiązane. Że życie przeplata się ze sobą, cały świat to sieć powiązań, życie pojedynczych gatunków to nici, tworzące specyficzny rodzaj pajęczyny istnień, które potrzebują siebie nawzajem. Bo gdyby zabrakło jednego ogniwa, nawet najmniejszego, to wszytko zaczyna się sypać. Harmonia i równowaga pryska. Autorka pokazuje również jak człowiek chce kierować. Kierować nawet naturą.



 Jedna pszczoła bowiem jest niczym, cząstką tak małą, że całkiem pozbawioną znaczenia, natomiast razem z innymi jest wszystkim. Bo razem stanowią pszczelą rodzinę,


 Teraz bohaterowie. Ojej.
Po pierwsze ta książka jest na prawdę bardzo życiowa i ludzka. Osoby tutaj nie są jakoś wyidealizowane... Są po prostu jak ludzie. Powieść czyta się tak, jakby opowiadała prawdziwą historię, nie wymyśloną, ale taką, która zdarzyła się naprawdę.
William
William zdołował mnie już po pierwszych rozdziałach xD. Część mówiąca o tej osobie jest specyficzna. Jego zachowania czasami rozumiałam, czasami nie. Ale powiem Wam, że chyba ta postać była mi najbliższa. Jakoś tak przez niektóre momenty najbardziej się z nią zżyłam, najbardziej "czułam".
George

Czasy poniekąd współczesne. Te rozdziały czytało mi się najprzyjemniej, sama postać George'a była chyba najbardziej łagodna. najmniej pesymistyczna, z problemami najbardziej życiowymi. Naprawdę. Zafascynowała mnie jego relacja z synem. Chociaż nie, pasowałoby tu inne słowo. Nie do końca wiem jednak jakie.
Tao
Ojej, jej bardzo nie lubię xD. Chyba najbardziej irytująca postać. Przynajmniej moim zdaniem. Nie wzbudzała we mnie dobrych emocji, nie lubiłam jej rozdziałów. Bardzo uparta, czasami kompletnie dla mnie niezrozumiała.
Ale widzicie? Autorka stworzyła tu barwny obraz postaci, każda ma swoją rodzinę, pragnienia, oczekiwania. Każda ma przeszłość. Bohaterowie są naprawdę udani.



 By móc żyć w naturze, z naturą, musimy stłumić naturę w nas samych...


Ogółem książka przedstawia rodziny, pragnienia, nadzieje, zranione uczucia (ale nie na zasadzie odrzuconej miłości). Tak jak już mówiłam, pszczoły są tłem. Ale wiecie, to pewnie też jest tak (jak to już wspomniałam w którymś z poprzednich postów), że każdy zobaczy to, co będzie chciał. Dla mnie ważni byli ludzie i ich uczucia.  Dla kogoś innego ważne mogą być pszczoły i to je będzie widział na pierwszym planie.


Powieść zrobiła na mnie duże wrażenie i przyznam, miałam po niej doła. Trochę uderzyło mnie to, co Maja Lunde pokazała. Ale nie traktujcie tego źle! Książka jest piękna. A to, że wywołała we mnie takie a nie inne odczucia tylko świadczy o tym, że została odpowiednio napisana, a autorka wykonała dobrą robotę. 


Moja ocena:

Treść/ przekaz: 9/10
Forma/styl: 8/10
Język książki: nie mam nic do zarzucenia 9/10
Ogólna ocena: 8.5/10


Czy polecam?
Zależy czego kto szuka. Zabawy? Rozrywki? Zabicia nudy? Może niekoniecznie. Jeżeli natomiast ktoś poszukuje książki, z której chce się czegoś dowiedzieć, poznać, zastanowić się chwilę, jeżeli nie jest pozbawiony wrażliwości czy empatii to myślę, że ta książka zrobi na nim na prawdę duże wrażenie.

Adiós! ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz