niedziela, 8 kwietnia 2018

Osobliwy dom Pani Peregrine - Recenzja #6

Oto jest!
Pierwszy, niewątpliwie przez niektórych dłuuuugo (nie)wyczekiwany od kilku ładnych miesięcy, jedyny w swoim rodzaju..... POST! 
Większość pewnie już porzuciła jakąkolwiek nadzieję, że jeszcze kiedykolwiek cokolwiek się na tym blogu pojawi (trudno się dziwić, skoro ja sama takową porzuciłam) ..... ale jednak! Przedstawiam Wam kolejny wpis i to jaki!
Przed Wami...... (werble proszę......) Osobliwy dom Pani Peregrine!


"Osobliwy Dom Pani Peregrine"



Autor: Ransom Riggs
Liczba stron: 398
Wydawnictwo: Media rodzina
Tytuł oryginału: Miss Peregrine's Home for Peculiar Children

Życie Jacoba nie zapowiadało się ekscytująco. Pogodził się z myślą, że nigdy nie zostanie odkrywcą i nigdy nie będzie miał wielu przyjaciół. Ważne miejsce w jego życiu zajmował dziadek. To on najbardziej mu imponował i to on opowiadał mu najlepsze historie na dobranoc o pogodnym sierocińcu na walijskiej wysepce, ukrytym przed złem, wojną i potworami… Aż pewnego dnia dziadek Portman umarł w niejasnych okolicznościach. I wtedy wszystko się zaczęło…

Jacob wyrusza na odciętą od świata wyspę, by zgłębić jej tajemnice. Czy zmierzy się z potworami ze swoich snów? Czy osobliwe dzieci ze starych fotografii naprawdę istniały? Co jest bajką, a co prawdą? Co jest faktem, a co urojeniem? 




-Czy rozumie pan może, dlaczego wszyscy osobliwcy są narażeni na niebezpieczeństwo? 
- Pewnie dlatego, że zwyczajni rodzice byliby przerażeni, gdyby ich dzieci zaczęły na przykład zionąć ogniem.


Do przeczytania tej książki zbierałam się dość długo, gdyż sięgnięcie po nią i przeczytanie pierwszego zdania zajęło mi całe 8 miesięcy. Ale udało się! Jeszcze chyba przed feriami zimowymi (albo już w ich trakcie?) chwyciłam w swoje łapki powieść Riggsa wydaną w tej pięknej, twardej okładce (z dedykacją na pierwszej stronie ♥)  i zaczęłam czytać. Różne były moje przygody z ową książką, od lekkiego dreszczyku strachu, kiedy nocą czytałam ją sama w górskim pokoju, po zaśnięcie z głową na jej stronach... Jak możecie się domyślić, niekoniecznie ze zmęczenia. 

Moja opinia
Bez wątpienia - ta książka przykuwa uwagę, głownie przez oryginalne zdjęcia, które przewijają się przez całą powieść (uwierzcie mi, niektóre z nich są naprawdę przerażające). Dość szybko zyskała popularność wśród czytelników, a w pewnym momencie miałam wrażenie, iż cały świat czytelniczy szepcze tylko o niesamowitym świecie Ransoma Riggsa. A ja przeczekałam tę falę zafascynowania, pojawiła się kolejna część i kolejna..... I już nie było tak głośno. Teraz, po przeczytaniu tejże książki jestem wręcz przerażona tym, jak duży wpływ na opinię ludzi może mieć to, co widzą. Bo moim zdaniem, to własnie wspomniane na początku zdjęcia budzą największe zaskoczenie i fascynację, a nie sama historia czy sposób jej przedstawienia. 

Zacznijmy może od języka, który bardzo przypomina język używany przez Ricka Riordana w jego książkach młodzieżowych. Raczej potoczny, luźny. Szczerze mówiąc, miałam trochę inne wyobrażenia, dlatego taki rodzaj poprowadzenia narracji odrobinę mnie zirytował. Ale to już taka moja mini wada, że oczekuję od książek raczej "normalnego" słownictwa, trochę bardziej niż mniej poważnego, bez slangu młodzieżowego. Ale ale. Czasami wypowiedzi bohaterów są tak fenomenalnie sarkastyczne i ironiczne, że nie sposób się nie roześmiać bądź uśmiechnąć pod nosem. Dzięki językowi niezbyt wymagającemu książka jest łatwa, lekka i przyjemna do poczytania, nie męczy umysłu, a ponadto doskonale trafia do większości osób nastoletnich.  


- A jak już dopłyniemy, to co? - zainteresował się Millard. - Damy się wystrzelać jak kaczki?
- Coś wymyślimy - oświadczyła Emma.
- Wspaniale - westchnął Millard. - Popełnimy improwizowane samobójstwo.


Bohaterowie są w większości całkiem sympatyczni. Z główną postacią zżyłam się dosyć szybko i lubiłam do samego końca. Szczególnie przypadł mi do gustu jego upór xD Osobliwcy też są ciekawymi postaciami, jednak niektórzy z nich irytują. I to bardzo. Nie spodobał mi się natomiast sposób przedstawienia potworów. Mówienie o tych stworach, a także opisywanie ich kojarzyło mi się trochę z opowiadaniem bajeczki, którą łatwo zwęszyć. 
Jeżeli chodzi o fabułę.... Pomysł na pewno jest niecodzienny i dość oryginalny.
Na początku Jacob złapał mnie za rękę i bez żadnego ostrzeżenia wciągnął do swojego świata pełnego tajemnic i dziwnych wydarzeń. Bywały momenty, że nie potrafiłam odłożyć książki i zacząć robić coś innego, nie myśląc o tym, co będzie działo się dalej. Ale z czasem takie uczucie słabło, a główny bohater pozwolił mi powoli, krok po kroczku odchodzić.... i zasypiać. Zupełnie tak, jakby autor miał genialny pomysł, na początku pełen zapału tworzył wspaniały klimat niewiedzy i wszechobecnego zagmatwania, ale w miarę jak im więcej czasu poświęcał na pisanie, jego entuzjazm wygasał, wygasał .... aż w końcu wygasł wraz z pomysłami na dalsze przygody stworzonych przez niego postaci. Lub jakby gonił go termin, do którego książkę musi skończyć. Bo na końcu opowieść powoli przestaje się trzymać, reakcje bohaterów nie są realne (za ich plecami czyha [żywe!] niebezpieczeństwo, które zaraz zacznie ich gonić, a oni cieszą się i przytulają, bo udało im się zawalić stodołę), są sprzeczne z instynktem samozachowawczym. Opisy przestają być barwne, klimat gdzieś się zapodział, a akcja poprowadzona jest w taki sposób, że wydarzenia nie wywołują napięcia, co dopiero mówić o tym, że mogą dech zapierać. I to nie dlatego, że to one same są takie nudne. Nie, nie, to sposób przedstawienia ich jest czasami wręcz komiczny.


Świat obawia się odmienności.


A jednak mam bardzo miłe wspomnienia związane z tą książką. Szczególnie na początku bawiłam się z nią świetnie, a klimat dostarczył mi nawet kilka razy ciarki na plecach :P. Teksty są czasami naprawdę fenomenalne, więc nawet jak nie dla przygody, to właśnie dla nich warto po tę pozycję sięgnąć 😉. Tylko tak jak mówiłam, na końcówce się trochę psuje 😕.

Moja opinia

Treść/Przekaz: 6.5/10
Forma/Styl: 6.5/10
Język książki: 6/10
Ogólna ocena: 6/10

Czy polecam?
Czemu nie. Tylko nie nakręcajcie się jakoś bardzo, czyta się miło, ale bez rewelacji. Osobiście nie jestem pewna tego, czy sięgnę po następne części. :P 




Zaczytanego i Adiós! 😉